Google
 
Add to Google

30 sierpnia 2007

Latający Cyrk Monty Pythona W Reklamie

Po wielokroć można oglądać klasyczne skecze legendarnej i kultowej grupy brytyjskich komików, którzy największe triumfy święcili w latach siedemdziesiątych, ubiegłego już niestety wieku. Toteż serie oraz filmy z udziałem cieszą się popularnością na antenach telewizyjnych, na których są cyklicznie powtarzane.

Ale nie każdy dziś wie, że na fali sukcesu, grupa Monty Pythona kręciła także reklamy. Wcześniej jako grupa, a w okresie późniejszym indywidualnie. Na szczęscie ich rola nie ograniczała się jedynie do odegrania przygotowanych przez kogoś innego scenek, ewentualnie użyczeniem swojego nazwiska, renomy i autorytetu (albo po prostu wykorzystaniem rozpoznawalności) do podbudowania reklamowanej marki. Na Youtube uchowała się jedna, stareńka reklama z udziałem całej grupy. Jest to reklama pasty do zębów:




Natomiast dużo więcej znaleźć możemy filmów z udziałem doskonale rozpoznawalnego i najaktywniejszego na tym polu chyba - Johna Cleesea, który wciela się tu zwykle w role aroganckich, nazbyt pewnych siebie anglików (jak i w większości skeczy oraz filmów).


Reklama napoju Schweppes:


3 reklamy Islandzkiego banku o wdzięcznej nazwie Kaupthing. Zwraca tu uwagę sprytne przekucie wady w zaletę, czyli zaakcentowanie trudnej do poprawnego wymówienia i zapamiętania nazwy:





Reklamy firmy i komputerów marki Compaq'a:











Reklama społeczna, kampania zachęcająca do rzucenia palenia papierosów:


I na koniec znane nam sprzed paru lat reklamy Nike, wyreżyserowane przez Terry'ego Gilliam'a, zdecydowanie odbiegające od zamieszczonych powyżej.



Nie są to oczywiście wszystkie ich reklamowe produkcje. W internecie można znaleźć strony internetowe oraz filmy korporacyjne, w których grupa, tudzież wybrani członkowie brali udział. Ale to pozostawiamy, jako zadanie domowe, do samodzielnego wyszukania - a warto.

25 sierpnia 2007

Każdemu według potrzeb


Śledzimy trendy. Na fali sukcesu Wikipedii powstaje od pewnego już czasu, internetowy poradnik, wikiHow, którego edycja leży w rękach internetowych wolontariuszy. Więcej o historii i rozwoju tego typu form internetowych poczytamy w artykule.


A na ile pożyteczne może być wikiHow dla nas? Możemy się dowiedzieć np.:
Jak grać na pianinie,
Mądrze wydawać pieniądze, ewentualnie
Jak przetrwać strzelaninę w szkole lub w miejscu pracy

i wiele innych przydatnych w codziennym życiu porad, przygotowanych przez domorosłych fachowców. To ciekawy sposób wciągania ludzi w interakcję z portalem, bo jak widać na przykładzie np.: Wikipedii, baza wiedzy rozrasta się nieustannie, chociaż jej edytorom nikt nie płaci. Wiele osób ma oczywiście zastrzeżenia co do jakości niektórych artykułów - trudno wymagać od tej formy tworzenia contentu, aby stała na akademickim poziomie, skoro dodawać informacje może każdy chętny (a chęci nieraz nie wystarczą), niemniej nie zniechęca to jeszcze większej ilości odbiorców do pasywnego korzystania z zawartości Wikipedii, która stała się już swoistą marką, doskonale identyfikowalną w internecie. Przypuszcza się, że marka Wikipedii jest marką najbliższą do potencjalnego zachwniania najsilniejszej marki w internecie, jaką jest...

21 sierpnia 2007

Ekspansja serwisów społecznościowych

Serwisy społecznościowe i/lub zwane inaczej Web 2.0, takie jak myspace.com, friendster.com, orkut.com, fotka.pl, grono.net, nasza-klasa.pl (itd. itp - lista jest oczywiście niepełna, tymbardziej, że nieustannie dołączają do tej listy nowe, mniej lub bardziej udane, projekty) skierowane są głównie do nastoletniej grupy odbiorców. Oferują szereg funkcjonalności, takich jak blogowanie, fora dyskusyjne, stworzenie wizytówki o sobie - generalnie umożliwiając zawieranie znajomości, odnajdowanie starych znajomych lub po prostu zaprezentowanie swojej osoby i wymianę informacji, opinii, plotek.

Stanowią źródło rozrywki, sposób na spędzanie wolnego czasu - skutecznie zajmując nastolatkom tego czasu coraz więcej, co bezpośrednio przekłada się na zyski tychże portali.

I jest to całkowicie zrozumiałe, zgodne z tendentcjami oraz przewidywaniami. Co ciekawe natomiast, zachodnia prasa młodzieżowa zaczęła w związku z tym faktem, notować zmniejszanie sprzedaży. Sektor traktujący o stylu życia, modzie nastolatków zmniejszył sprzedaż o ponad 8 punktów procentowych w okresie od stycznia do czerwca bierzącego roku. Tytuły rozrywkowe także spadają w dół, o blisko 5%.

Nie dziwi to właściwie, gdyż nawet przy dziennym cyklu druku pisma, trudno im wytrzymać konkurencje z internetem, gdzie informacje o wydarzeniach rozchodzą się lotem błyskawicy, tuż po ich zajściu (tymbardziej, nie dziwi, że prasa kolorowa tak łapczywie żywi się informacjami i plotkami zupełnie wyssanymi z palca - to jedyny obszar, w którym nie dają się wyprzedzać).
źródło

20 sierpnia 2007

Kto potrzebuje "Wielkich Kieszeni"?

Wrost rynku reklamy online idzie w parze wraz z rozwojem technologicznym internetu, zwiększaniem przepustowości łączy, multimedialnym zaawansowaniem komputerów, które to wprawia w ruch machinę marketingową i zwraca ją na obszary dotychczas nieuczęszczane. Bo czymże są niegdysiejsze bannery czy boksy reklamowe umieszczane na łamach popularnych portali, lub też strony statyczne umieszczane w internecie w celu zapoznania z ofertą firm, stanowiące najczęsciej bardziej rozbudowane wizytówki. W większości przypadków, formy tej reklamy giną w tłumie (choć nie zawsze).

Postępująca technologia to większe możliwości. Większe możliwości to większe koszty konieczne do osiągnięcia pozytywnych rezultatów. A więc - sprzężenie możliwości wraz z odpowiednio wysokimi nakładami finansowumi, jest w stanie przynieść dziś olbrzymią stopę zwrotu z tejże inwestycji, płynąc na fali wznoszącej. Oczywistym jest założenie, że pieniądze te zostaną skierowane w odpowiednią stronę - nie sztuka przecież wyrzucić pieniądze w błoto.


I tak oto, niejako wirusowo, zarażając internautów, strony poniższe przyciągają uwagę jakością wykonania, pomysłowością i tak zwanym biglem. Multimedialnym i interaktywnym biglem:

www.greatpockets.com ***
travelersinsynch.com
www.lifeswitch.org

(i pewna wyszukiwarka, zgadnijcie czyjej produkcji ;))
www.msdewey.com



Za kilka lat, strony te nie zrobią na nikim większego wrażenia, także utoną w morzu podobnych stron. Ale wtedy będziemy doceniali prawdopodobnie inne formy reklamy, których jeszcze nie znamy w tej chwili. Narazie strony te są na tyle atrakcyjne, że z samego faktu rozchodzą się po internecie z szybkością błyskawicy. GreatPockets.com zgromadziło dotychczas dużo ponad 2000 linków prowadzących do niej z innych stron. Liczba przekazanych informacji, pocztą pantoflową, komunikatorami typu gadu-gadu, icq, aim - nie sposób zliczyć.

Tak, że zakończyć można tylko banalnym stwierdzeniem "tylko pomysł się liczy" (alternatywnie: "Wyróżnij się lub zgiń". Proste? Więc do dzieła! :)

Jakby to wypromować...

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest z promowaniem kiepskich produktów? Właściwie to mamy z tym doczynienia na co dzień, bo większość produktów nie wygląda ani nie smakuje, ani nie funkcjonuje tak fantastycznie jak pięknie opowiadają o nich ich reklamy (np.: reklamy Telekomunikacji Polskiej, i wielu innych).

A jakby mogł wyglądać film promocyjny programu Microsoft Paint, który standardowo znajduje się wśród akcesoriów systemów Windows? Jak wiadomo, program jest prosty, posiada elementarne funkcje i na pewno nie jest najlepszym z programów dostępnych na rynku. Należy skupić się na jego cechach i o nich pięknie opowiedzieć, bo o wszystkim można powiedzieć coś pozytywnego, nawet ze słabych stron można uczynić zalety :), jak uczyniono to tutaj:


19 sierpnia 2007

Pomysłowe reklamy

Zabawne i pomysłowe reklamy - każda na swój sposób. Dwa filmiki i kilka obrazków:


Filmiki:




ta druga mogła się komuś niespodobać. Zdecydowanie. A jak wyglądałaby polska wersja? Prawdopodobnie byłaby dwa razy zabawniejsza ;)


A teraz obrazki:

1. Są lepsze sposoby, by zrobić karierę:




2. "Boże, błogosław Amerykę za rock'n'rolla."








3. Przeczytaj, zanim zrobią to w Hollywood...

Fiodor Dostojewski - "Zbrodnia i Kara"



Ernest Hemingway - "Stary Człowiek i Morze"

Wybory tu, wybory tam

Szykują się wybory. U nas ale też i za za oceanem - amerykanie przygotowują się do zmiany prezydenta George Busha, którego kadencja upływa w 2008 roku. Partie badają opinie, sondują trendy i tendencje także wewnątrz własnych struktur, aby wystawić najsilniejszego kandydata. I choć faworyci są już od dłuższego czasu znani, jak na przykład w partii Demokratów Hilary Clinton obserwująca odstęp pomiędzy nią a czarnoskórym Barakiem Obamą, w zasadzie bezpieczny odstęp tak nie wszyscy postanowili stanowić bezbarwne tło dla najmocniejszych kandydatów. I nawet jeśli tłem pozostaną to przynajmniej zapamiętanym. Tak to uczynić postanowił senator Demokratów z Alaski Mike Gravel, serwując dość oryginalne filmy.








Czy to skuteczna metoda? Może na zwycięstwo nie, ale czy weszlibyśmy na jego stronę gdyby nie te filmy? Trzeba jednak przyznać, że w dzisiejszych czasach wzbudzić zainteresowanie bez jakiegoś spektakularnego skandalu to jest niemała sztuka.

Dowcipy marketingowe

A żeby nie było tak nudno i sztampowo, zaczynamy więc cykl dowcipów, powiązanych w taki czy inny sposób z tematyka marketingową - w końcu i z tego tematu można, a nawet należy się pośmiać. A więc do dzieła:



Optymista mówi: Szklanka jest do połowy pełna.
Pesymista mówi: Szklanka jest do połowy pusta.
Menedżer marketingu mówi: Szklanka wymaga przeprojektowania.


Młody menedżer właśnie opuszczał biuro o 18:00, gdy zauważył, że Dyrektor Marketingu stoi przed niszczarką dokumentów z kawałkiem papieru w ręce.
- Posłuchaj - powiedział dyrektor - to jest ważne, a moja sekretarka już wyszła. Czy możesz uruchomić to urządzenie?
- Oczywiście - odpowiedział młody, ciesząc się, że będzie mógł pomóc swojemu szefowi. Włączył maszynę, włożył papier i nacisnął przycisk "start".
- Świetnie, świetnie! - powiedział Dyrektor, gdy tylko kartka została wciągnięta do środka - potrzebuję tylko jednej kopii.



Klient odwiedzający fabrykę wyrobów z gumy jest oprowadzany przez Menedżera do spraw Marketingowych. Na początku przystanęli przy maszynie produkującej smoczki do butelek dla dzieci. Maszyna wydaje różne sycząco stukoczące dzwięki.
- Kiedy pojawia się syk, roztopiona guma jest wstrzykiwana do formy - tłumaczy sprzedawca - Dźwięk stuku to igła robiąca dziurkę na końcu smoczka.
Dalej przeszli do części fabryki gdzie produkowane są prezerwatywy. I ponownie przystanęli przy maszynie, która wydawała dźwięki 'syk syk syk syk-stuk! syk syk syk syk-stuk!' itd. co zwróciło uwagę gościa.
- Zaraz, chwileczkę - mówi klient - ja rozumiem czym jest ten 'syk' ale co to za stukot, który pojawia się tak często?
- Aaaa... to tak samo jak w maszynie smoczków - odpowiada przewodnik - Ta maszyna robi dziurki w co czwartej prezerwatywie.
- Hmm.... to chyba nie jest zbyt dobre dla prezerwatyw?
- Tak ale jest bardzo dobre dla interesu ze smoczkami.



Mężczyzna jechał samochodem, gdy pojawiło się na środku drogi stado owiec. Wysiadł z samochodu i poszedł do pastucha opiekującego się owcami. Zapytał go:
- Hej stary, założymy się?
- Dlaczego nie...
- Postawię 100zł za jedną twoją owcę, że zgadnę liczbę owiec w twoim stadzie.
- Ok, więc próbuj. Jak dużo mam owiec?
- 243 sztuki.
- Człowieku, to absolutnie fantastyczne - powiedział zachwycony pastuch - Zgadza się! Idź i wybierz sobie owcę.
Mężczyzna odebrał swoją wygraną, a kiedy odchodził, pastuch zawołał do niego:
- Może byśmy się jeszcze raz założyli? Podwoisz wygraną albo oddasz co wygrałeś.
- A o co się założymy?
- Założę się, że zgadnę czym się zajmujesz i dla kogo pracujesz - zadeklarował pastuch
- Ok, umowa stoi - więc czym się zajmuję?
- Jesteś doradcą marketingowym i pracujesz dla rządu - stwierdził pastuszek
- To jest niesamowite - powiedział mężczyzna - jak do tego doszedłeś?
Pastuszek uśmiechnął się
- A odstaw mojego psa to ci powiem.


10 oznak, że pracujesz w marketingu

1. Uczysz dzieci z sąsiedzctwa sprzedawać lemoniade tak aby osiągały jak najwyższy współczynnik konwersji.
2. Jesteś podekscytowany faktem, że jest już sobota i możesz założyć w pracy luźne ubranie.
3. Myślisz o pomidorach dojrzewających w twoim ogródku jak o towarze "do wysłania".
4. Odkrywasz, że koniecznie potrzebujesz PowerPointa, aby wytłumaczyć co robisz w życiu
5. Normalnie zaopatrujesz się w jedzenie w automatach sprzedających przekąski i jadasz w najdroższych restauracjach w mieście w ciągu tygodnia.
6. Ubierasz sie do pracy w kolorze szarym, zamiast niebieskiego, aby podkreślić swoje przywiązanie do dobrego wyglądu.
7. Ludzi z lotniska oraz hotelu znasz lepiej niż najbliższych sąsiadów.
8. Prosisz swoich przyjaciów aby byli kreatywni, kiedy robicie plany na piątkowy wieczór.
9. Uważasz, że Einstein mogłby być dużo bardziej wydajny, gdyby umieścił swoje pomysły w matrycy.
10. Myślisz "pół dnia w robocie" wychodząc z niej o 17.

18 sierpnia 2007

Ambient media

Każda statyczna reklama charakteryzuje się tym, że po pewnym czasie ekspozycji przestaje być dostrzegana. Początkowo może się podobać, potem zaczyna się oswajać, przyzwyczajać, następnie nudzić i nużyć, aby ostatecznie zirytować. W tym momencie jedyne czym może obronić się ludzka psychika, to ignorowanie i pomijanie treści. Nie raz przecież się łapiemy na tym, że czekając choćby na prognozę pogody, podczas dłużącego się bloku reklamowego, wyłącza się nasza uwaga, zaczynamy myśleć o niebieskich migdałach i często "przebudzamy" się już niestety po interesujących nas materiałach. Ale nie o Clutterze tym razem, bo tak samo mogą działać na nas wszelkie inne formy reklamy, outdoory, billboardy, reklamy dźwiękowe itd. itp.



Dlatego kompanie marketingowe nieustannie poszukują nowych kanałów przedarcia się przez bariery jakie napotykają na drodze do świadomości. I jednym ze sposobów na osiągnięcie tego celu, jest właśnie Ambient Media, czyli reklamy wkomponowane w elementy otoczenia. Cechą charakterystyczną tego rodzaju reklamy, jest jej dość szybka dynamika rozwoju i anektowanie najdziwniejszych obszarów - a im dziwniejsze, im bardziej nietypowe lub skomponowane z odległych rodzajowo i skojarzeniowo elementów (np.: skrzyżowanie kratki ściekowej z akcesoriami grillowymi) tym lepiej. Podobnie z miejscem ekspozycji - im bardziej nietypowe, im mniej możemy się spodziewać reklamy w danym miejscu, tym prawdopodobnie łatwiej i statystycznie częściej ją zapamiętamy. Reklama nas epatuje już nie tylko z boku autobusu, tramwaju ale także ze środka, od spodu (w formie rysunków na asfalcie), na schodach marketu, w metrze, w klubowej toalecie, na ścianie budynku... i właściwie każde miejsce jakie nie przyjdzie nam do głowy, że i tam można umieścić reklamę, jest jak najbardziej pożądane.



Ambient media ma swoje "pięć minut". Jako nowinka, jako uzupełnienie tradycyjnych form reklamy, jako upust dla kreatywności designerów z zapędami w kierunku sztuki miejskiej - przez pewien czas będzie nas bawiła, ciekawiła i prawdopodobnie nieraz zaszokuje. Gdy jednak wszystkie miejsca zostaną już wykorzystane ambient media wsunie się w szereg wraz z pozostałymi formami reklamy, stanowiąc jedną z dróg - ani lepszą ani gorszą. Lecz właśnie w tej chwili warto skorzystać z ciągle jeszcze świeżej i kryjącej w sobie spore pokłady naturalnego zainteresowania nowinkami, które leżą wprost na ulicy. A tymczasem można zapoznać się z dotychczasowymi dokonaniami na tym polu, a trzeba przyznać, że niektóre dziełka są naprawde zaskakujące. I o to chodzi.

17 sierpnia 2007

Żubrówka w internecie

Trzeba przyznać, że nowa strona tej znanej wódki jest bardzo ciekawa i na pewno służy poprawieniu wizerunku produktu. Poza efektownością oprawy, możemy spojrzeć jak wirtualny barman przygotowuje drinki, co zachęca do bardziej "cywilizowanego" picia - a więc nie "czysta i zagrycha", tylko soczek, cytrynka, odrobina lodu. Ale dość słów:

zubrowka.pl
zubrowka.com

Nowoczesny marketing polityczny

Uwaga! Władza, poza spotami telewizyjnymi, raczy nas (albo raczej razi) najnowocześniejszymi technikami operacyjnymi - czyli internetem. Pracownicy Ministerstwa Sprawiedliwości pod wodzą Zbigniewa Z., postanowili poprawić wizerunek koleżanki świeżo wysuniętej na odpowiedzialną placówkę - Agencję Informacji Telewizji Polskiej, której to nominacja spotkała się z niemałą krytyką (jak to bywa zwykle ostatnio).
Więcej na temat przyłapanych harcowników przeczytamy w artykule do którego link znajduje się poniżej:

Artykuł o tym jak to ludzie Zbigniewa spędzali czas na forach internetowych


Pociesza w sumie fakt, że na odpowiedzialnych stanowiskach zatrudnieni są ludzie, którzy znają się na swojej robocie i umieją posługiwać się nowoczesnymi narzędziami, takimi jak internet i oddają się jej całkowicie (nawet po godzinach pracy). Szkoda tylko, że nie wiedzą iż o anonimowości w internecie ciężko jest mówić, a na pewno gdy ktoś nie ma choć odrobinę głębszej wiedzy na temat ukrywania się w internecie. Mniejsza o to, wkrótce wybory - fora onetu zahuczą znowu od kontrowejsyjnych komentarzy - warto zastanowić się wtedy - jaki procent z nich, to zwykłe prowokacje, lub urzędnicze inicjatywy. W dzisiejszych czasach nie można odpuścić tak opiniotwórczych miejsc jak internetowe fora.

Warto przypomnieć sobie akcje "Dziecko w sieci" i jej główne hasło "Nigdy nie wiesz kto jest po drugiej stronie". W pewnym siensie, w internecie, wszyscy jesteśmy dziećmi.


16 sierpnia 2007

Śmieszne reklamy

I jeszcze w kontekście reklam - istnieje już od pewnego czasu portal zawierający sporą ilość zagranicznych reklam, których wspólną cechą jest zamierzony komizm. Na veryfunnyads.com, bo o nim mowa, możemy oglądać reklamy w całkiem dobrej jakości (lepszej niż Youtube). Warto poszperać w wolnej chwili, aby spojrzeć na jakim etapie są zachodnie reklamy i co śmieszy znajomych z innych krajów.

Słynna reklama

Reklama ta jest stara jak świat, lecz nie może jej zabraknąć w tym miejscu. To żywy dowód na to, że liczy się pomysł, a następnie jego perfekcyjne wykonanie. Nie ma się co rozpisywać, kto nie widział jeszcze, niech ogląda.




reklama Hondy


Co ciekawsze, reklama trafiona pomysłem w "dziesiątkę", zaczyna żyć własnym życiem, rozpowszechnia się samobieżnie, a na jej temat powstają wariacje i parodie co jeszcze bardziej zwiększa jej siłę rażenia




parodia reklamy Hondy

Reklama i reklamodawca

Reklama to proces twórczy na który wpływ ma wiele czynników ale dwoma naważniejszymi są zleceniodawca oraz zleceniobiorca - wiadomo. Jedna i druga strona posiada swoje wizje i potencjał, który w procesie powstawania reklamy należy pogodzić. Czasami reklamodawca zdaje się całkowicie na agencję reklamową, w której zamierza zlecić kampanię, czasami próbuje przemycać swoje wizje - i tu się pojawia problem, bo częstokroć wiedza potoczna i intuicyjna, może być zawodna a odbiorcy przekazu reklamowego niekoniecznie muszą zareagować tak, jak by się zleceniodawcy wydawać mogło.

Sytuacja finansowa, i budżety przeznaczane na reklamę i marketing nie zawsze pozwalają na całkowitą dowolność i popuszczenie wodzy fantazji. Oczywiście, że zdecydowanie lepiej jest zlecić przygotowanie kompleksowej usługi profesjonalistom, którzy podejdą fachowo do zadania, przygotują różne warianty budżetowe, w ramach których zleceniodawca będzie mógł wybierać, niż poszukiwać oszczędności na własną rękę (chyba, że ma się w temacie naprawdę dobre rozeznanie) ale zwykle nie działamy w takich warunkach, jakie by się wymarzyły i pojawia się konieczność poszukiwania kompromisów.

A co może wyniknąć z "fachowego" podejścia, "rozeznanego" klienta, możemy zobaczyć w skeczu Manna i Materny ("Za Chwilę Dalszy Ciąg Programu"). I jakby ten skecz nie wydawać się zabawnie przerysowany, to w mniej lub bardziej zbliżonej formie, tego typu sytuacje się zdarzają naprawdę. Wymagania klientów bywają naprawdę komiczne ale jak to się mówi "Nasz klient, nasz Pan" :)


13 sierpnia 2007

Podnoszenie temperatury marketingowej

Klasyka sztuki filmowej podpowiada, aby cały czas trzymać widza w napięciu, a jego natężenie odpowiednio dawkować i stopniować, aż do kulminacyjnego rozwiązania.

Klasyka marketingu mówi, aby napięcie budować przed wprowadzeniem produktu, podsycać zainteresowanie i ciekawość, aby w momencie wprowadzenia produktu na rynek, odbiorca poczuł w końcu ulgę, zaspokoił ciekawość i odebrał zadowolenie z kontaktu, czy też użytkowania produktu (zupełnie jak z seksem - gra wstępna, rosnące napięcie i rozwiązanie ;D).

Producenci wspomnianego wcześniej "Tańca z Gwiazdami" nie próżnują, rozpuszczając plotki i umożliwiając przecieki na temat Isis Gee, jednej zapowiadanych osobistości, jeszcze przed rozpoczęciem kolejnej edycji programu (tu dla odmiany kojarzy się analogicznie, działalność polskiego rządu i polityków). Wystarczy spojrzeć na wyniki w wyszukiwarce Google, aby przekonać się o skuteczności tego rodzaju chwytów marketingowych.

Czasami bywają one skuteczne do tego stopnia, że poruszą kolosa, o czym świadczy komunikat wydany przez Universal Music Polska, odnośnie wirusowo rozchodzącej się informacji. Dementi to jednak jest tylko i wyłącznie wodą na młyn promocji programu - zgodnie z krakowską maksymą "nie ważne jak mówia, byle po nazwisku".

Wirtualna Polska Otwiera Regionalne Biura Sprzedaży

Wirtualna Polska poinformowała o uruchomieniu nowych biur handlowych we Wrocławiu, Krakowie i Poznaniu, swym zasięgiem obejmując rejeony tych miast, a więc Małopolskę, Górny i Dolny Śląsk oraz Wielkopolskę wychodząc poza województwo Mazowieckie i powiększając tym samym swój zasięg.

Regionalne oddziały biur handlowych umożliwią lepszy kontakt z klientami, precyzyjniejsze dopasowanie oferty reklamowej do ich potrzeb oraz lepsze ich monitorowanie - ułatwiające reagowanie na dynamiczne zmiany w trendach wśród grupy docelowej.

Wirtualna Polska jest w trakcie rekrutacji na stanowiska handlowe, zamierza zatrudnić w nichc do 20 osób. W planie jest także dalsze rozszerzenie na miasta Łódź, Szczecin i Bydgoszcz. Z zapowiedzi wynika, że ma to się odbyć w przeciągu najbliższej połowy roku.

Kontakt z działem reklamy, oraz z oddziałami regionalnymi uzyskamy poprzez adresy umieszczone na kontaktowej.


źródło

10 sierpnia 2007

Taniec z gwiazdami

Zgodnie z tendencją powinniśmy mieć wysyp różnego rodzaju produktów z gwiazdami. Chipsy, buty, karma dla psów, przyprawy, napoje chłodzące, leki - to wszystko powinno się sprzedawać niczym ciepłe bułeczki, gdy tylko znane i lubiane gwiazdy obsypią je swoim magicznym pyłem, obdarzą towarzystwem i choćby udawaną adoracją. Ale zaraz zaraz... gwiazdy chyba na to nie pójdą, bo potrzebują kamer telewizyjnych aby sycić się własną sławą.

Tak więc po TVNowskim (na licencji BBC) Tańcu z gwiazdami, czeka nas kolejny hit-przebój, tym razem przygotowany przez TVP2 Gwiazdy Tańczą na lodzie (i tym razem na licencji, holenderskiej dla odmiany Eyeworks, naśladując program "Stars Dance On Ice", który to jest oczywiście odmianą "Dancing with the stars" itd., itp. - można dostać hopla od tego).

Wśród uczestników pierwszej edycji wymieniane i wymieniani są: Anna Popek, Ewa Sonnet, Maria Sadowska, Zygmunt Chajzer, Rafał Mroczek, Marcin Mroczek, Przemysław Babiarz, Przemysław Saleta i inni (No nie najgorzej, przynajmniej w częsci sportowo, więc jest szansa, że kondycyjnie wytrzymają, a przynajmniej nie wykorkują na lodzie) W role jurorów wcielą się Włodzimierz Szaranowicz i strojąca fochy Dorota Robaczewska.

I co by nie pisać - przygotowania trwają, gwiazdy trenują, kolorowe pisemka i inne Pudelki piszą - wieść się niesie o wesołej nowinie. Tylko my trawimy kolejne potrawy z zachodnich telewizji, jak to zaczeliśmy od czasów "Koła Fortuny", zaimportowanego przez Wojciecha Pijanowskiego. Ostatni chyba typowo polski teleturniej, "Wielka Gra" został zdjęty z antenty, tak dawno (wydawać by się mogło), że nikt o nim już nie pamięta. Nie to, żeby się jakaś nacjonalistyczna nutka odzywała... po prostu szkoda, że nasi "piękni i zdolni" nie są zdolni wymyślić czegoś co zakonkurowałoby z zachodnimi produktami, także marketingowo. Za czasów poprzedniego ustroju szacowano, że nasze zapóźnienie ekonomiczno-gospodarcze wynosi około 30-40 lat za krajami zachodnimi. Choć skoro udało się nam doskoczyć do nich w kilkanaście lat (przynajmniej pod względem ramówki telewizyjnej) to i tak niezły postęp.

9 sierpnia 2007

Night in Paris

Do niedawna stwierdzenie "Night in Paris" było jak najbardziej jednoznaczne i odnosiło się do planów weekendowo/wakacyjno/turystycznych. Natomiast dziś, w wyniku zabiegów marketingowych, nabrało wulgarnej dwuznaczności. Chyba można to tę formę promocji marketingiem zwulgaryzowanym, bo zamiast narzędziem, stał się celem samym w sobie. A o technikach stosowanych przez słynną (niestety) dziedziczkę, możemy zaczerpnąć nieco wiedzy na podstawie poniższej prezentacji:



Paris Hilton - word of mouth marketing strategy - marketing szeptany

8 sierpnia 2007

"No muhahhad"? Marketing partyzancki

Łańcuszkiem się wypromować. Wymyślić jakiś zaskakujący absurd, puścić w świat, a reszta sama się potoczy. Czyli łańcuszek jako przykład marketingu partyzanckiego. I to dosłownie, bo rysunek ten leży na stronie kaukaskich partyzantów.




Ale spokojnie - próżno w internecie szukać śladu słów "No Muhahhad, No Mammah". I nic dziwnego, a osoby odrobinę choć kojarzące te słowa wyjaśniają, że jeśli nawet uznać skojarzenie za słuszne do pewnego stopnia, to mamy do czynienia z błędami zapisu oraz nadinterpretacją, nie wspominając o falszyfej translacji (pytanie czy celowej, czy wynikającej z niedouczenia), bo słowa te znaczyłyby coś zupełnie odwrotnego (tekst nie 'anty', lecz 'pro' islamski). Ale nie dziwi to gdy spojrzeć na angielszczyznę, którą posługują się publikatorzy na swojej stronie.

Ale już się kręci story po internecie, a większość internetowej społeczności przerzuca powyższy łańcuszek bez opamiętania, aż gg huczy.

A co do meritum - parafrazując - jaki kraj, tacy partyzanci... ups... managerowie ;). No dobra, troche to naciągane, ale nie bezrefleksyjnie :)

Odejście Niedźwiedzia

Marek Niedźwiedzki odchodzi z Programu III Polskiego Radia - gruchnęła niespodziewanie wiadomość i potrząsnęła światkiem showbiznesu oraz mediów. Bohater, ikona wręcz Trójkowej ramówki, związany z nią ćwierć wieku, nie tylko współtworzący wizerunek radiowej anteny w oczach (a właściwie to w uszach słuchaczy) ale i ten obraz współstanowiący podjął decyzję o radykalnej zmianie w swoim życiu, poprzez przejście do radia komercyjnego. Nagłówki prasowe nie są obojętne emocjonalnie, a tymbardziej komentarze internautów - ot to nie taka sobie zmiana pracy - pracował przez 25 lat, to czemu nagle zachciało mu się zmian?

http://muzyka.onet.pl/10172,1580611,newsy.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,4350847.html
http://fakty.interia.pl/kultura/muzyka/news/niedzwiecki-odchodzi-z-trojki,952327,50
itd, itp...

Ciekawym jest więc w tym wypadku spojrzenie na zjawisko, gdy człowiek związujący się z jedną firmą, kojarzony przez lata z jednym rodzajem działalności, oddziałuje na otoczenie, podejmując radykalną decyzję. Choć w zasadzie to nie wiemy nawet czy była to decyzja radykalna, podjęta pod wpływem chwili (co by mogło wynikać z czołówek prasowych). Jest wręcz najbardziej prawdopodobne, iż stateczny mężczyzna w sile wieku, nie podejmuje pohopnych decyzji, a decydując o zmianach w swoim życiu, rozważa je wszechstronnie, dojrzewając do wykonania tego jednego kroku. A w grę wchodzą tu relacje - Niedźwiedź-Radio, Radio-Słuchacze, Niedźwieź-Słuchacze - i każdy element z tego trójkąta posiada swoją kalkulację i rachunek zysków i strat w wyniku tego zdarzenia.
Radio zdecydowanie traci. Traci tymbardziej w kontekście obecnej sytuacji politycznej i upartyjnienia wręcz instytucji państwowych w tym Radia i Telewizji Publicznej. Ale każdy moment byłby zły dla radia, konktekst wpływa więc na wizerunek i interpretację sytuacji, choć nie wiemy tak naprawdę czy kontekst polityczny miał tu jakiekolwiek znaczenie (wiele osób na to wskazuje). Szczerze wątpię aby człowiek taki jak Marek Niedźwiedzki chciał uzależniać swoje decyzje od politycznego kontekstu i dawał sobą w ten sposób manipulować - zdanie to pozostawiam do dwuznacznej interpretacji.
Ale czy rozemocjonowane głosy fanów i słuchaczy cokolwiek tracą? Generalnie to nic nie tracą, a komentarze w wiekszości przypominają typową reakcję na nagłe zmiany. Świetnie chyba ilustruje tę sytuację stary dowcip o Jasiu, który od urodzenia nie mówił, nie wypowiedział ani jednego słowa, choć dawno przestał być niemowlęciem.

Mijały lata, a Jasiu wciąż nic nie mówił wpędzając tym samym swoich rodziców w ciężkie smutki i depresję. Aż tu nagle podczas jednego z obiadów Jasiu przestaje jeść, rozgląda się po stole i mówi:
- A gdzie kompocik?
Cała rodzina z zaskoczenia zaniemówiła. Kiedy wróciła im mowa mamusia przez łzy szczęścia mówi:
- Synku! Jakie to wspaniałe, odezwałeś się w końcu! Do tej pory ty nic nigdy nie mówiłeś! Dlaczego?
A Jaś odpowiada:
- bo zawsze był kompocik.


Zawsze w Trójce był Niedźwiedź. Ale zmiany też są potrzebne.

7 sierpnia 2007

Senni Czesi

Jakoś tak do kompletu do artka o polskiej odsłonie marketingu politycznego automatycznie nasuwa się skojarzenie z podobnym pod pewnymi względami wytworem czeskich studentów Filipa Remundy i Vita Klusáka, którzy, pisząc krótko, postanowili swoich rodaków zrobić w balona, za ich własne pieniądze, a zarazem uzyskać materiały do prac dyplomowych. Dwie pieczenie na jednym ogniu - pięknie.

Tak oto powstał film "Czeski Sen", który w gruncie rzeczy jest filmem nudnym, nieco obrazoburczym, a mimo to jednak wartym obejrzenia. Bo czyż nie ciekawym zjawiskiem jest zobaczenie jak kilka tysięcy osób reaguje na informację o tym, że kilkumiesięczna kampania reklamowa, zahaczająca szerokim łukiem o wszystkie najważniejsze media, wymachująca imponującą marchewką tuż przed nosem, obiecująca raj na ziemi, możliwość kupowania jeszcze więcej i więcej, była zwykłą bujdą na resorach (a ściślej mówiąc na rusztowaniu).

Przez większą część filmu oglądamy techniczną stronę przeprowadzania kampanii reklamowych, od poziomu planowania i budowania strategii, po elementy kręcenia klipów reklamowych, spotów, jingli itd, itp - co jest nieco nużące na dłuższą metę, lecz jednak warto spojrzeć, gdyż niektóre fragmenty potrafią sprawić iż człowiek czuje się jak jakiś szczur doświadczalny lub inne zwierzątko, które poddawane jest różnorakim zabiegom, poza własną wolą.

Autorzy filmu wzbudzili wiele kontrowersji w swoim kraju, jak i poza granicami. Nic dziwnego, oszukiwany nikt być nie lubi, chociaż chyba nie to podsyciło wzburzenie. Rodzenie się świadomości, dochodzenie do wiedzy jest często procesem bolesnym. A Filip i Vita tę świadomość pozwolili sobie podrażnić, dokumentując w niemal pornograficzny sposób nagość króla w pełnej krasie. Reklama kłamie - wszyscy to wiemy - ale wolimy o tym zbyt często nie słyszeć, bo te kłamstwa często są tak przyjemne, że wręcz uzależniające.

Film, jak wspomniałem wyżej, wart jest obejrzenia. W szczególności końcówka, gdy cała mistyfikacja zostaje zdemaskowana. Reakcje ludzi są kapitalne. Skrajne ale ciekawe i cenne. A my, choć nie dowiadujemy się właściwie niczego nowego, zostajemy wybudzeni z lekkiej, hipnotycznej drzemki reklamowej, tężąc uwagę bardziej, przez jakiś czas będąc wysoce wyczuleni na wszelakie chwyty marketingowe. Do czasu, aż nasza świadomość znów nie zacznie odpoczywać.

3 sierpnia 2007

Jak to się zrobi

Tym razem filmowo. Wszelkiej maści iluzjoniści, magicy i szarlatani pilnie strzegą swoich trików, gdyż obnażona "magia" topnieje i znika, niczym lody w lipcowym upale. Odkryta, po prostu przestaje być pociągająca - a coż w tym złego, że czasem chcemy zostać oszukani, aby się dobrze bawić - czytamy przecież książki, chodzimy do kina - gdzie znaczna większość historii to czysta fikcja, zwykła nieprawda.

Ciekawym, z tego punktu widzenia, utworem jest film Marcela Łozińskiego "Jak to się robi" (2006), gdzie pan Piotr Tymochowicz, będący głównym bohaterem tego filmu, postanowił odkryć nieco ze swojej magii. Już od samego początku filmu pan Piotr uderza z grubej rury, białą czcionką na czarnym tle "Piotr Tymochowicz - doradca medialny postanowił udowodnić, że z każdego człowieka można ulepić polityka". Czy mu się to udało? Oto jest pytanie.

Film oparty został na formule paradokumentu, czy też innego reality-show, gdzie oglądamy autentyczne postacie w autentycznych sytuacjach (niby). Poznajemy je na castingu i towarzyszymy im podczas ewoluowania ich wizerunków (a może także osobowości?) w trakcie, mniej lub bardziej wymyślnych, ćwiczeń i zadań praktycznych z nauką magicznej gestykulacji na czele, która oto jest znakiem firmowym Piotra Tymochowicza. Niestety w czasie trwania filmu, coraz bardziej wychodzi na jaw, iż niewiele poza tym, ma pan Piotr do zaprezentowania. Jest owszem siłą sprawczą, motywuje, otwiera osobowości i popycha do działania - jest w końcu przyczyną powstania tego filmu ale gdy z czasem kolejni bohaterowie, borykający się coraz bardziej z własnymi skrupułami, odchodzą z rywalizacji, dowód założony przez genialnego marketingowca zdaje się tracić na mocy, a od pewnego momentu wisi wręcz na ostatnim włosku, Dariuszu Konopce, który wytrwałością nadrabia swoje liczne braki. Co najdziwniejsze, przez cały film, Pan Dariusz nie został przez Pana Piotra nauczony mówienia z sensem, nie udało się wyeliminować manierycznych zwrotów retorycznych, upychanych w co drugim zdaniu, nie wspominając o bogactwie pustosłowia.




A może to i lepiej, że przykład był pełen wad i niedoskonałości - w końcu z nie sztuka, poprawić pare detali i podpisać się pod kandydatem niemal idealnym. Lecz jakby nie próbować tego tłumaczyć, zawsze interpretacja omawianego obrazu sprowadza nas do wniosku o porażce. Pan Dariusz, koniec końców trafia do młodzieżówki Samoobrony, po drodze zmieniając kilkakrotnie swoje cele i poglądy polityczne. Ujawnia tym samym miałkość polskiej polityki, jej bezideowość i brak konkretyzacji, wyróżników - czyli zaproszenie dla karierowiczów. A do młodzieżówki tej trafia tylko dzięki znajomościom Piotra Tymochowicza, który słynie z zażyłości z Andrzejem Lepperem, którego żekomo stworzył i wypromować. Zdanie moje na ten temat jest odmienne - Andrzej Lepper był zjawiskiem niemal samoistnym, niesionym na fali społecznego niezadowolenia i frustracji - Piotr Tymochowicz natomiast z czerwonego na twarzy chłopa zrobił polityka w garniturze, ale ubranie, wystylizowanie oraz ugładzenie języka i gestów nijak nie godzi mi się mianować ojcostwem. Oczywiście elementy te, kosmetyczne w istocie, odgrywają swoją rolę w polityce oraz w marketingu politycznym, nie mają jednak mocy kamienia filozoficznego.


Unikam w tekście tym jak ognia określania pana Dariusza Konopki głównym bohaterem filmu, lecz nie wynika to w żadnym razie z chęci uwłoczenia mu, lub innego umniejszenia. Bez wątpliwości uważam po prostu, iż głównym bohaterem jest tu jak zwykle Piotr Tymochowicz - człowiek-marketing, którego każde zdanie traktować należy jako element autopromocji. I w jednej scenie pan Piotr ujawnia nawet swoje prawdziwe intencje mówiąc, iż jemu nie zależy na tym jak będą o nim pisali dziennikarze, dobrze, czy źle - ważne tylko, że o nim piszą. A tu jeszcze film zrobili.


Podsumowując - film "Jak to się robi" jest dość ordynarną reklamą Piotra Tymochowicza. Wiele niedomówień i zabiegów stylistycznych mających prawdopodobnie dodać głębi obrazowi, zakrywa jedynie nudę, mizerię treści i brak prawdziwej historii do wypełnienia półtorej godziny. Zdecydowanie można to było zmieścić reportażu typu "Uwaga", czy inna "Interwencja". Ale ile może powstać reportaży o "kopułkach" i innych magicznych gestach, mowy ciała.

Film właściwie nie jest nawet zbytnio kontrowersyjny. Czym akurat się różni od innego filmu o podobnej, choć niepolitycznej tematyce. O Czeskim Śnie następnym razem. A ja kończe z poczuciem, iż o Panu Piotrze - dobrze czy źle, znowu ktoś napisał. Taki lajf...



1 sierpnia 2007

Syndrom Osbourne'a

Czyli "lepsze wrogiem dobrego" - dosłownie. Dwie epoki temu, w latach gdy komputery dopiero zaczynały raczkować (choć i to może jeszcze za duże słowo) w świadomości ludzi, jako maszyny do użytku osobistego, domowego, codziennego, a nie jako urządzenia przemysłowe, pan Adam Osbourne (nawiasem pisząc - posiadający polskie korzenie, jako, że jego matka polką była) w swojej firmie (Osborne Computer Corporation) zbudował komputer prawie osobisty, aczkolwiek przenośny. Nie był to oczywiście laptop ale komputer w swoich parametrach był mobilny i z tej cechy komputer od nazwiska Pana Adama nazwany "Osbourne 1" zasłynął, a wraz z nim jego konstruktor. A działo się to w roku 1981.

Posiadł więc coś co w marketingu nazywamy przewagą konkurencyjną - produkt z cechą unikalną, dającą klientom oryginalną i praktyczną użyteczność. Zyskał on tym samym spore zainteresowanie na rynku, klientów i zaczął generować przyzwoite zyski. Przez pewien czas odnosił wielki sukces rynkowy. Ale wiemy przecież, że kto stoi w miejscu, ten się cofa, i Pan Osbourne również zdawał sobie z tego faktu sprawę - rozpoczął pracę nad kolejnymi konstrukcjami, jeszcze bardziej zaawansowanymi technicznie, czym Pan Osbourne, niesiony falą sukcesu komputera "Osbourne 1" nie omieszkał się pochwalić, komunikując to wszem i wobec. Mamy rok 1983, komputer "Osbourne 1" jest ciągle w fazie wznoszącej, w swoim cyklu życia produktu, a rynek otrzymuje informację, że to nie wszystko co go czeka - raz dwa, długo nie czekając klienci otrzymają produkt, który sprawi, że nowiutkie i nowoczesne "Osbourny 1" staną się przestarzałe, a sąsiad, który zazdrośnie ciuła pieniądze na komputer, który my już dawno posiadamy, dostanie do ręki sprzęt, który sprawi, że nam z zazdrości trawa przed domem wyblaknie.

Mniej lub bardziej poważnie traktując jednak ten temat - informacja ta załamała popyt na dobrze sprzedające się komputery - ludzie zaczęli czekać na nowy sprzęt, zatrzymując swoje pieniądze w kieszeniach, a firma, która nie miała jeszcze gotowego produktu, z bierzącej sprzedaży i zysków przeznaczała pieniądze na badania, utraciła nie tylko możliwości badań i rozwoju, ale w efekcie nawet jako takiej egzystencji i we wrześniu (nomen omen 13 września) 1983 stanełą na skraju bankructwa i tu poległa. I tak powstało pojęcie "Osbourne Syndrome", czyli "Syndrom Osbourn'a". Choć przyznać trzeba, iż w świetle nowych faktów, do bankructwa firmę doprowadziły poczynania zarządu, lecz w świadomości marketingowej, pojęcie syndromu Osbourne'a oznacza mniej więcej tyle co odłożenie lub porzucenie decyzji o zakupie produktu starego wywołane informacją o mającym w krótce pojawić się produkcie nowym. Współcześnie, odnosząc się do analizy cyklu życia produktu można skutecznie zaplanować jego żywotność i wykorzystać ją optymalnie (jeśli chodzi o zyski i pozycję konkurencyjną), a także efektywnie rozplanować kalendarz wprowadzania kolejnych generacji produktów na rynek.
Domyślacie się już pewnie, czemu firmy tak skrzętnie ukrywają informacje o nowinkach, wyczekując odpowiedniego momentu na ogłoszenie informacji technicznych na temat swoich nowych dzieł. Między innymi właśnie z uwagi na strach przed "Syndromem Osbourne'a". Menedżerowie - wiecie czego się wystrzegać.